wtorek, 22 września 2009

Po urlopie


Wróciliśmy co prawda w piątek wieczorem, ale jakoś nie mogłam się od razu zabrać za pisanie… Z zainteresowaniem przeglądałam ulubione blogi, korzystałam z odzyskanej po urlopie kuchni, upiekłam czekoladowe ciasto wegańskie dla A. w zamian za opiekę nad kotem (całe szczęście nas poczęstowała – nie powiem, liczyliśmy na to!), orientuję się, jakie sezonowe warzywa i owoce znaleźć mogę w moim ulubionym warzywniaku.

Z wakacji przywiozłam wspomnienie lokalnych specjałów – batatas bravas, patatas alioli, tortilla, calamares a la romana, sepia a la plancha, pinchos, flan, pudding, muczekoladowy, natillas, Rueda, Ribera del Duero…

No i pyszne hiszpańskie sery, oliwę, wina, turron.

Ale przede wszystkim te dwie książki.

Ponieważ mimo posiadania kilku książek dotyczących kuchni hiszpańskiej nie miałam żadnej, która zadowalałyby mnie pod względem wyboru tapas, chętnie zakupiłam tę, tym bardziej, że bardzo lubię to wydawnictwo i mam już kilka ich pozycji.

A połączenie Pierre’a Herme i czekolady chyba samo mówi za siebie… Książka po polsku chyba jeszcze nie jest dostępna, a szkoda! Piękne zdjęcia, wspaniałe przepisy – niczego więcej nam nie potrzeba, prawda? Chętnie będę do tej książki zaglądać, nawet niekoniecznie, by coś upiec, ale żeby po prostu popatrzeć.


2 komentarze:

  1. pysznie brzmią nazwy tych wszystkich lokalnych specjałów

    książki Herme zazdroszczę

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli coś napiszesz :)